Kerala – Kraina Bogów

You are currently viewing Kerala – Kraina Bogów

Kerala – Kraina Bogów

Grupa 12 studentek indologii w Instytucie Orientalistyki UJ poleciała 13 lutego 2023 roku pod opieką prof. Lidii Sudyki i dr Piotra Borka do indyjskiej Kerali.
Kierownikiem projektu „Performatywne dziedzictwo Kerali – szkoła zimowa dla studentów indologii” jest dr Ewa Dębicka – Borek, opiekunem naukowym została prof. Lidia Sudyka, a rolę wykonawcy pełni dr Piotr Borek.
Wyjazd był częścią projektu „Performatywne dziedzictwo Kerali – szkoła zimowa dla studentów indologii”, w ramach minigrantów dydaktyczno-edukacyjnych POB Heritage, mobilność; szkoły letnie i zimowe, edycja II.
Nasza indyjska wyprawa rozpoczęła się dzień przed Walentynkami, o godzinie 9 rano na lotnisku w podkrakowskich Balicach. Podekscytowane i nieco przerażone, wsiadałyśmy do samolotu gotowe zmierzyć się z tym, co przygotował dla nas los.
Wylądowaliśmy rano w Nowym Delhi. Dla większości z nas był to nasz pierwszy pobyt w Indiach – od razu po przylocie uderzył nas lutowy chłód miasta wymieszany z subtelnym ciepłem, zapach w powietrzu, którego nie da się porównać z niczym innym i niekończąca się salwa dobiegających zewsząd klaksonów.
Przez te krótkie trzy dni mieliśmy okazje poznać muzułmańskie zakamarki miasta, zobaczyć słynny Taj Mahal i zagłębić się w klimatyczny Paharganj. Delhi było dla nas swoistą szkołą życia przed Keralą – to tutaj nauczyliśmy się przechodzić przez ulice tak, aby nie zderzyć się z krowami czy nadjeżdżającymi pod prąd rikszami.
W porównaniu z północnymi Indiami Kerala jest mistycznym światem, nic dziwnego, że nazywa się ją „Krainą Bogów”. Myślałyśmy, że po krótkim zderzeniu z Delhi Koczin już nas nie zaskoczy, dlatego jakie było nasze zdziwienie, gdy wszystko okazało się zupełnie jak z innego uniwersum; niesamowity upał jeszcze o godzinie 21, mężczyźni w mundu (rodzaj materiału noszony przez mężczyzn w Kerali) i drzewa kokosowe przy lotnisku.
Przez 10 dni pomieszkiwaliśmy w akademiku Sree Sankaracharya University w Kalady, jednak na ten czas musieliśmy się pozbyć naszej europocentrycznej perspektywy na, wydawać się mogło, świetnie nam znaną instytucje uczelni wyższej. Indyjski akademik znajduje się w palmowym lesie, a rano budzą Cię dźwięki mantr.
Indie nigdy nie śpią – o każdej porze dnia i nocy spotkasz ludzi pijących ćaj na chodniku czy znajomych ucinających sobie beztroską pogawędkę.
Keralski pobyt był bardzo intensywny – głównym założeniem wyjazdu było poznanie sztuk performatywnych, które cieszą się długą i unikatową tradycją. Mieliśmy więc okazje podziwać takie formy jak kudijattam, nangjarkuttu, pawakathakali, mohinijattam. Spotkaliśmy się także z artystami, co umożliwiło nabranie nam innej perspektywy do przedstawianych przez nich form. Główną zaletą było to, że miejsca, w których przebywaliśmy nie były typowo turystyczne – dlatego cały czas czuliśmy się jak goście, którzy mają okazję poczuć namiastkę lokalnego życia.
Nikt z nas nie znał malajalam, przez co obawialiśmy się, jak będziemy porozumiewać się z mieszkańcami, jednakże ich otwartość sprawiła, że zostaliśmy ciepło przyjęci i szczególnie zapamiętani jako rodacy Roberta Lewandowskiego (swoją drogą, ku naszemu zaskoczeniu – cieszącego się olbrzymią sławą w Kerali).
Początek naszego pobytu w Kerali przypadł na okres Maha Śiwa Ratri, jednego z ważniejszych świąt dla wyznawców bóstwa z hinduistycznej trójcy – Śiwy. Magiczna atmosfera, serdeczność Keralczyków oraz obfitość słodyczy, kwiatów i biżuterii na stoiskach pod świątyniami zapadła nam na długo w pamięć.
Zwiedziliśmy Koczin, miasto-fort, gdzie indyjska tajemniczość miesza się z portugalskimi wpływami, Triśur, którego centrum miasta wyznacza słynna świątynia oraz przepłynęliśmy się rozlewiskami, nad którymi mieszkają indyjskie czaple, znane nam do tej pory tylko z sanskryckich tekstów.
Wolne chwile wypełnione były ciepłymi wieczorami popijanymi wodą kokosową, kupowaniem przypraw i nawiązywaniem nowych przyjaźni – zarówno z ludźmi, jak i jaszczurkami, które ciekawsko zaglądały do naszych pokojów.
W Kerali tradycyjnie posiłki spożywa się z liści bananowca – mało kto uznaje tutaj słuszność sztućców. Trzeba przyznać, że jedzenie ręką to zupełnie inne doświadczenie, tak samo jak cała kuchnia południowoindyjska – u nas potrawy indyjskie kojarzą się z butter chicken czy naanem, w Kerali króluje parotta, sambar oraz dania na bazie kokosa i ryżu.
Na kilka ostatnich dni pobytu nasza grupa podzieliła się – jedne z nas udały się do Triwandrum, zaś druga część grupy po całonocnej jeździe pociągiem przez Karnatakę znalazła się na Goa.
Kąpiel w Morzu Arabskim, poranna joga na plaży i spanie w chatce na plaży było idealnym relaksem po keralskich wojażach. Przeniosłyśmy się też na chwilę do Portugalii, a to wszystko za sprawą urokliwych uliczek Panaji. Nasze koleżanki w międzyczasie były z wizytą u samej księżniczki Trawankoru!
Ostatniego dnia spotkaliśmy się wszyscy w Mumbaju – ostrzegani niejednokrotnie przez pracowników hotelu przed kieszonkowcami, mocno ściskając nasze ostatnie rupie, ruszyliśmy na podbój miasta.
Mumbaj jest specyficznym miejscem – jednym z większym slumsów na świecie, a zarazem ojczyzną indyjskiej kinematografii. Mogliśmy na każdym kroku odczuć te kontrasty, które zderzając się ze sobą, ciągle wprawiały nas w zdziwienie.
Powrót był smutnym i zimnym (dosłownie) zderzeniem z rzeczywistością – do tej pory mamy czasem wrażenie, że to wszystko, co nas spotkało, było snem. Dziwnie wraca się do uporządkowanego, surowego świata po zmierzeniu się z malowniczym chaosem. Mamy jednak nadzieję, że gdzieś w przyszłości znajdzie się w nim dla nas miejsce.


Comments

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

en_USEnglish