Samolot z Warszawy wyleciał z ociąganiem, jednak myśl, że za parę godzin spełnię swe marzenie absorbowała mnie bez reszty. Przesiadka w Moskwie. Tu, na ogromnym obfitującym w przeróżne towary, nie raz z najwyższej półki, od alkoholu po kosmetyki najlepszych marek, po raz pierwszy natknęłam się na ślad Indii. Znaczna grupa hindusów, wyróżniająca się spośród tłumu niebywałymi strojami, bogactwo kolorystyczne kreacji, jak i turbany wiązane na tysiąc sposobów robiły wrażenie. To był zaledwie zarys tego, co miało mnie spotkać po dotarciu do celu podróży.

image002Przelot był spokojny, za oknem mrok, lecz gdy samolot podchodził do lądowania, oczom naszym ukazało się mnóstwo świateł, a wyobraźnia sama ?dopracowywała? obrazy za oknem. Wylądowaliśmy w Delhi. Przeprawa przez obowiązkowe bramki, odebranie bagażu i wreszcie opuszczamy teren lotniska. Ów obiekt klimatyzowany wprowadził nas w błąd, co spotęgowało uczucie całkowitego zaskoczenia, gdy otworzyły się drzwi i wyszliśmy na zewnątrz. Była godzina 1.00 w nocy. Ciemno, niesamowicie wyrazisty i duszący zapach, powietrze tak ciężkie i gorące. Kolejnym wstrząsem był widok, który ukazał się naszym oczom. Na chodnikach leżeli, spali ludzie, ot tak po prostu, na nagrzanym betonie w skąpym odzieniu. Dla przeciętnego Europejczyka te pierwsze doznania były wstrząsem. Wkrótce podjechał autobus, który w zasadzie nie powinien pojawiać się na drodze, w stanie totalnego rozpadu, ale ku naszemu zdziwieniu, całkiem sprawnie (jak na swój wygląd zewnętrzny) przetransportował nas do centrum, choć każdego momentami dopadały wątpliwości, czy aby jest to możliwe. Dotarliśmy na dworzec. Przywitali nas ryczkarze, proponujący swe usługi. Potem, idąc wąską ulicą do polecanego hotelu, nie spotkaliśmy już nikogo prócz samotnie błąkających się krów i psów, przysypiających pod ścianami. A jednak to prawda, krowy w Indiach, to wszystko (szczera) prawda. W końcu zajęliśmy pokoje, zmęczeni nadmiarem doznań, czym prędzej udaliśmy się spać.

    Jakim zaskoczeniem było dla mnie, gdy rano opuściłam bezpieczne ściany hotelu i stanęłam na wypełnionej wrzawą, kolorowymi straganami, niezwykle ruchliwej i hałaśliwej drodze, niczym nie przypominającej tej smutnej i samotnej ulicy, jaką zapamiętałam z poprzedniej nocy. Tłumy turystów, naganiaczy, sprzedawców przekrzykujących się w ofertach, przemieszczających się na rowerowych rikszach, którzy na krawędzi ryzyka zderzenia ze wszelkimi obiektami na drodze, przemykali to z jednej to z drugiej strony. Psy swobodnie przemieszczające się po zakamarkach, (co dziwne, kotów w mej pamięci nie zanotowałam) i oczywiście nieodłączny element krajobrazu, krowy, swoim beztroskim i spokojnym tempem drepczące w tłumie. Tak właśnie, oczom moim w tej jednej chwili ukazały się Indie.

* * *

    Pierwszym ?posiłkiem? tego ranka było mango, które w tym rejonie w okresie sezonowym jest niezwykle tanie i w porównaniu do tych, dostępnych w naszych sklepach, niesamowicie słodkie. Nigdy wcześniej i później równie dobrych nie jadłam. Popularne są również małe, słodkie banany. Przy przydrożnych barach wraz z miejscową ludnością można skosztować soczewicę, doprawioną niezwykle pikantnym curry, (dal) ciapaty, samosy świeżo smażone na oleju. Niemal wszędzie dostępna jest czarna herbata z mlekiem, przyprawami korzennymi, która prawie zawsze jest okropnie słodka (masala).

    Europejczyk nieprzystosowany do klimatu i kuchni orientalnej, nieprzestrzegający podstawowych środków ostrożności może nabawić się nieprzyjemnych dolegliwości, spowodowanych zatruciem pokarmowym. Choć naturalnie, nie popadajmy w przesadę. Spotkałam osoby, które jadły w zdecydowanie lepszych restauracjach i nadmiernie uważały na to, co jedzą i piją oraz gdzie. Przywozilli ze sobą pół spiżarki rodzimych, ?bezpiecznych? produktów i nie udało im się uniknąć nieprzyjemności, a byli również i tacy nierozsądni śmiałkowie, którzy nie tylko spożywali posiłki w przydrożnych knajpkach, częstowali się herbatą od przelotnie napotkanych tubylców, lecz nawet podejmowali ryzyko skosztowania miejscowych specjałów na bazie mleka, a nawet lodów ( to już karygodne i odradzane niemal we wszystkich przewodnikach) i co dziwne nie zatruli się. Należy wspomnieć, iż wsparciem były super pikantne potrawy, które dzięki swej ostrości zapobiegały zatruciom, jednak dodatkowym pomocnikiem był kieliszek czystej przed snem, zalecany nawet przez lekarzy jako cudowny środek oczyszczający :).

    Dużą niespodzianką dla mnie było zachowanie miejscowej ludności, tak otwartej, chętnej do rozmów i pomocy, stale zapraszającej na herbatę. Kontakt z nimi był niezwykle miłym i ciekawym doświadczeniem, choć zdarzały się momenty, gdy gościnność zaczynała przeszkadzać. Trudno znaleźć miejsce, prócz hotelowego pokoju, gdzie można się na chwilę zaszyć, odpocząć i poobserwować otoczenie, ponieważ momentalnie dosiadają się kobiety i mężczyźni, często zaciekawione dzieci. Chętnie dyskutują, pytają skąd jesteśmy zachęcają do oglądania miejsc, których nie znajdziemy w przewodnikach, naprawdę wartych zobaczenia. Dzięki takim przypadkowym rozmowom miałam okazję zobaczyć piękną starą świątynię w okolicach Jaipur. To wszystko pozwala inaczej spojrzeć na ten rzeczywiście osobliwy kraj.

image004Fantastyczne i pochłaniające są zakupy. Na straganach, przepełnionych najprzeróżniejszymi skarbami, przyprawami, herbatami i ogromną ilością odmian ryżu. Wszystko najwyższej klasy, aromatyczne i pyszne. Nasze rodzime towary ze sklepu wypadają znacznie słabiej w odniesieniu do tutejszego bogactwa aromatu i smaku. To, czego każdy turysta z pewnością oczekuje, mam tu na myśli przede wszystkim płeć pięknąm, to biżuteria i ubiór, piękne szale, chusty i bluzki. Jest tego mnóstwo i ceny bardzo korzystne dla przeciętnego podróżnika, jednak warto dobrze się zastanowić przed zakupem, czego oczekujemy i czy nie warto trochę szerzej zorientować się w towarze. Czasem lepiej dopłacić, gdyż większość straganowej odzieży jest bardzo kiepskiej jakości, szybko się pruje i niszczy. Bywa także, że zostawia zaskakujące plamy na ciele i innych elementach stroju, trudne do usunięcia, zwłaszcza że wilgotna atmosfera sprzyja odbarwieniom i potem następuje chwila niedowierzania. Każdy szanujący się i oszczędny kupujący z Polski zdaje sobie sprawę, że nie kupuje się tu niczego bez podjęcia prób zbicia ceny, a można naprawdę dużo taniej nabyć większość towarów. (turyści z Niemiec czy Amerykanie zwykle nie zadają sobie trudu targowania się, gdyż dla nich wszystkie ceny i tak są znacznie niższe, ale przecież Polak potrafi :))

    Indie chłonie się wszystkimi zmysłami, mimo, iż jest tu ogromna bieda, co niemal na każdym kroku jest zauważalne i odczuwalne. W ludziach jest tyle radości i serdeczności. Kobiety są przepiękne. Jung w Podróży na Wschód stwierdził, że widząc hinduski doszedł do wniosku, iż stroje Europejek są zdecydowanie mniej gustowne i nie umywają się do kreacji kobiet hinduskich, które swoim strojem (sari), niebywałą żywiołowością barw, a także ich doskonałym zestawieniem oraz biżuterią, potrafią wydobyć całą swoją urodę, bez względu na wiek, jak i sylwetkę. Zachwycająca jest również architektura. Piękne, orientalne, bogato dekorowane budowle. Oczywiście, obowiązkowym miejscem zwiedzania jest Tadż Machal, wiecznie oblegany przez odwiedzających. Jednak ten wielbiony i najbardziej znany przykład architektury indyjskiej nie zrobił na mnie tak dużego wrażenia, jak Złota Świątynia w Amritsarze (w stanie Pendżab, w pobliżu granicy z Pakistanem), w której przechowywany jest oryginał świętej księgi Sikhów

image006 Niepowtarzalne doznania pojawiły się, gdy odwiedziliśmy miejsce pływających domów w Srinagarze, w otoczeniu lilii wodnych i kolorowych, bogato dekorowanych łodzi (szikary), przemierzających kanały. Widok ten przypomina dzieła Moneta. Całkowicie inny obraz jawi nam się, gdy wjeżdżamy do krainy Ladach, zaliczanej do Himalajów wysokich. Jesteśmy oszołomieni. Rozpościerają się przed nami zupełnie inne niż dotąd Indie. Coraz częściej napotykamy na świątynie i klasztory buddyjskie. Rysy i stroje zamieszkującej te obszary ludności również są odmienne, dostosowane do panujących tu warunków atmosferycznych i życiowych. Właśnie w górach, po męczącym, hałaśliwym i przepełnionym ludźmi czasie spędzonym w miastach północno-zachodnich Indii, w końcu znajdujemy odpoczynek i chwile spokoju. Odnaleźć tu można wiele pięknych i wyciszających miejsc, sprzyjających medytacji. Ogromne, pokryte śniegiem szczyty bezsprzecznie przyciągają uwagę.

    Nim dotarłam do tego zmysłowego i cudownego kraju, słyszałam o nim wiele z różnych źródeł, co pozwoliło mi stworzyć sobie obraz, moje wyobrażenie Indii. Jednak jak się okazuje nawet najbardziej rozbudowana i oparta na obszernej wiedzy wizja, nie bardzo sprawdza się w kontakcie bezpośrednim i nawet najbardziej wnikliwa analiza, wyszukany język nie odda tego, co zastaniemy, przybywając do Indii. Wystarczy otwartość, chęć poznawania, by ten kraj nas pochłonął i pozostawił trwały ślad w umysłach oraz niezanikającą tęsknotę, potrzebę powrotu do świata barw, aromatów, pięknych ludzi i budowli.

Sabina Knapik
Executive Member- IPCC
Tarnowskie Góre